To był rok 2007. Wtedy zapadła decyzja, że chcemy kota. Początkowo myślałam o kocie rasowym za miliony monet. Chodziliśmy na wystawy kotów rasowych, oglądaliśmy, podziwialiśmy. Pewnego dnia Pańciu wysłał mi mejla, że jego kolega z pracy ma małe kotki do rozdania i czy nie chcemy któregoś. Do mejla załączone były zdjęcia kociaków. Kotki były czarne i czarno-białe. Pojechaliśmy do kolegi. Pierwsza na kolana wlazła mi Mućka, czarno-biała koteczka. Jest nasza. Kolega Tomka zachęcał do wzięcia dwóch kotków, że lepiej się chowają i takie tam. Nie trzeba było nas długo namawiać. Tylko którego wybrać? Najbardziej płochliwa i zaszyta w kącie była czarna koteczka. Wybraliśmy ją, to była Gremlinka.

Wróciliśmy do domu z kotkami. W ruch poszły firanki, meble tapicerowane, kwiaty doniczkowe, czyli to wszystko, co najbardziej interesuje małe kotki. Faktycznie dwa kotki dawały sobie lepiej radę, niż jeden. Razem fikały koziołki, zawieszały się na firanie, wdrapywały po kanapie. Kiedy kotki podrosły zostały wykastrowane. Gremlinka bardzo źle zniosła ten zabieg. Od tego czasu zaczęły się z nią problemy natury behawioralnej. Była bardzo wycofana, strachliwa. Falowała jej skóra na plecach, gryzła się w plecki. Do tego doszło nawracające idiopatyczne zapalenie pęcherza na tle stresowym, krwiomocz. Po kolejnej wizycie u weterynarza zaczęliśmy dawać Gremlince psychotropy. Leczenie nie dawało jednak rezultatów, więc je zaniechaliśmy. Na szczęście rozwój kocich karm i suplementów diety pozwolił z czasem dobrać karmę i suplementy do potrzeb Gremlinki, co wyciszyło nerwowe zachowania kotki, wyeliminowało krwiomocz. Wtedy Gremlinka uspokoiła się i dała nam się poznać z zupełnie innej strony. Gaduła z niej była niesamowita. Rano, kiedy wracała do domu z nocnych harców, opowiadała, co się w nocy na wsi działo. Zjadała śniadanie i szła spać w domowe pielesze. Łasiła się, lubiła być miziana, najchętniej spała na naszych kolanach. Nigdy nikogo nie ugryzła, nie drapnęła, nigdy nawet nie prychnęła. Kiedy coś jej dolegało, zawsze przychodziła do mnie i pokazywała, że coś jest nie tak.

Kiedyś przyszła, wskoczyła mi na kolana i wypięła się dupką. Wtedy pierwszy raz zauważyłam paskudne wrzody w okolicach jej dupki. Wizyta u weterynarza i pierwsza operacja wycięcia zmian. Po badaniu histopatologicznym okazało się, że jest to nowotwór, ale niezłośliwy. W sumie Gremlinka miała dwie operacje dupki, bo dziadostwo się odnowiło. Kiedy dupka się uspokoiła, zaczęły się owrzodzenia w obrębie pyszczka. Najpierw na uszkach, potem na łukach brwiowych, potem pod brodą. Początkowo myśleliśmy, że to jakieś choróbsko skóry, zwłaszcza kiedy wyłysiały jej zupełnie uszy. Badania zeskrobin wyeliminowały choroby skóry. Uszka smarowałam jej codziennie specjalnymi mazidłami, włoski po jakimś czasie odrosły. Kolejne operacje polegały na wycinaniu pojawiających się zmian skórnych w obrębie pyszczka. Badania histopatologiczne cały czas mówiły o nowotworze, ale niezłośliwym. Któregoś dnia Gremlinka przyszła do mnie znowu, wskoczyła na kolana i bardzo miałczała. Zaczęłam ją przeglądać, zajrzałam do jej pyszczka i zobaczyłam, że ma krwawiące wrzody na czubku języka. Zeskrobina ze zmian dała wynik bakteryjnej choroby języka, charakterystycznej dla krów, która powstaje w wyniku częstego podrażniania języka przez ostre źdźbła trawy. Leczenie u krowy tej choroby kończy się jeden sposób – krowa idzie pod nóż. U Gremlinki wypróbowaliśmy wszystkie możliwe antybiotyki i ich różne formy – tabletki, zastrzyki. Podawaliśmy jej również szczepionkę podnoszącą odporność. Niestety nic to nie dało. Zmiany na języku się powiększały. Kolejna operacja. Obcięli jej kawałek języka ze zmianami. Badanie histopatologiczne – bakteryjna choroba krów. Po jakimś czasie zmiany odnowiły się na pozostałej części języka. Kolejna operacja obcięcia jeszcze większego kawałka języczka. Kolejne badanie histopatologiczne. Wynik – nowotwór. Zmiany nie dawały za wygraną, znowu pojawiły się na języku. Kolejna operacja obcięcia języka. W tym czasie Gremlinka była bardzo dzielną koteczką, z wielką wolą walki. Nauczyła się jeść bez znacznej części języka. Połykała karmę jak pelikan, ale jadła. Kupiliśmy jej specjalne poidełko z fontanną, aby mogła pić wodę, bo bardzo lubiła pić.

Niestety po trzeciej operacji języka po tygodniu przestała przychodzić na jedzenie rano i wieczorem. Cały czas spała na swojej podusi na dworze. Zaczęła wymiotować. Na drugi dzień, po zauważeniu jej złego samopoczucia, pojechałam z Gremlinką do weterynarza. Pobrali jej krew. Niestety wyniki, które do tej pory miała wzorowe, były bardzo złe. Anemia, niedotlenienie, stan krytyczny. Organizm Gremlinki poddał się. Już dłużej nie chce, nie może, nie ma siły. Uśpiliśmy Gremlinkę w czwartek 2 lipca 2020 roku o godzinie 19:15. Do ostatniej chwili trzymałam ją za łapkę, głaskałam i całowałam. Odeszła kochana. Była z nami 13 lat. Pochowaliśmy ją w pobliskim lesie. Spoczywaj w pokoju nasza kochana Gremlinko.